wtorek, 31 grudnia 2013

Szczęśliwego Nowego 2014 Roku :)


Święta już za nami..ciężko było mi się zebrać żeby coś opisać
z moich świątecznych przygotowań, albo wrzucić kilka recenzji-ale
spokojnie mam już przynajmniej coś w zanadrzu :)
Dziś inny powód do świętowania-pożegnamy stary rok i powitamy nowy,
z nadzieją w sercach, że będzie lepszy. Końcówka roku zwykle zmusza do refleksji,
obiecujemy sobie poprawę i dyktujemy kolejne podpunkty na naszej liście zobowiązań ;)
Nie mam takiej listy-przynajmniej w tej chwili, troszeczkę przespałam
ten temat ;)
Dziś post krótki-kilka zdjęć i życzenia :)
Wszystko dlatego, że czekam już niecierpliwie na moich znajomych.
Postanowiliśmy razem spędzić ten wieczór. To świetny czas
na nadrobienie zaległości "plotkarskich".
Skoro domówka to nie specjalnie się przygotowywałam :)
odrobina złocistego pudru na policzki, brokatowy lakier.....
i koniec mojego makijażowego szaleństwa.
Ciekawa jestem, czy któraś z Was była na jakimś prawdziwym balu?
                    
                                                      
                           
Lakier do paznokci Sally hansen-czarny z drobinkami brokatu-
pięknie migocze-szkoda, że światło aparatu tego w pełni nie oddaje ;/
Puder z drobinkami złota, który widzicie poniżej to limitowanka Catrice
-kupiony chyba ze 3 lata temu.                         
                                      


Moje Kochane Koleżanki Blogerki życzę Wam i sobie wielu
ciekawych tematów, wytrwałości w blogowej przygodzie,
wdzięcznych czytelników i duuużo radości
i życzliwych i dobrych ludzi w Nowym Roku 2014.

sobota, 21 grudnia 2013

Mydełko marsylskie z mlekiem osiołka i czerwonym winogronem

Postanowiłam zachęcona różnymi hasłami reklamowymi, typu: "Podaruj sobie
odrobinę luksusu"oraz "Jesteś tego warta" :) podarować sobie coś ekstra.
Zakupiłam kilka nowości, o których będę pisała i w miarę jak je na sobie
przetestuję i będę mogła swój punkt widzenia na kosmetyczne newsy wyrobić,
to szybciutko przedstawię ;)
Dziś startuję z mydełkiem marsylskim z dodatkiem oślego mleczka
i czerwonym winogronem, a raczej chyba z pestkami. Mydło z mlekiem
osiołka - można się poczuć niczym Kleopatra.
Wygląda  ono tak:
                                                                    
Receptura mydła oparta jest na mieszance ekologicznego mleka oślego,
masła shea i olejku arganowego.
Ośle mleko, jak już wyżej wspomniałam już w Egipcie stosowała Kleopatra.
Wpływa korzystnie na spowolnienie procesów starzenia, zawiera wapń, fosfor,
wit A, E, B. Pobudza produkcję kolagenu i elastyny. Co w efekcie przekłada
się na mniej kłopotu ze zmarszczkami Moje Drogie.
Drugi składnik nawilżający, uelastyczniający naszą skórę to masło shea/karite.
Olej arganowy też znany  jest szerzej wielu Kosmetykoholiczkom ;)
Rewelacyjny w walce ze zmianami skórnymi, zmarszczkami. Bomba wit. E -
zawiera jej dwukrotnie więcej niż oliwa z oliwek.

Mydełko jest dwukolorowe: jedna biała część to ta mleczna,
druga czerwona-winogronowa. Pachnie bardzo delikatnie.
Muszę przyznać, że mydełko fajnie się pieni i pozostawia taki delikatny
film na skórze. Część czerwona, ku mojej uciesze super peelinguje.
Już taki produkt 2 w 1 jest jak dla mnie zakupem trafionym.
Cena za kostkę mydła 16 zł.
Widziałam również inne warianty mydełek: z czekoladą, płatkami róż,
lawendą, arganem, werbeną, algami. Każda znajdzie coś dla siebie.
Można go używać również do twarzy.



Mydełko jest ładnie opakowane i może posłużyć jako drobny upominek,
a mnie taki prezent bardziej by ucieszył niż kolejna porcja słodyczy od Mikołaja ;)
Nie mam nic przeciwko słodkościom...ale chyba strategiczne partie mojego
ciała już tak..pewnie wiecie o czym mówię. :)

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Biodegradowalna guma do żucia Chicza i....

Hej. Chwilkę mnie nie było na blogu. Dziś powracam z moim niedawnym odkryciem.
Nie wiem czy słyszałyście o biodegradowalnej gumie z Meksyku?
Ja do tej pory też nie. Natknęłam się na nią w sklepie ze zdrową żywnością i kupiłam.
                             

Opakowanie 30g zawiera 12 porcji, ładnie pokrojone w kostki  ;)
Skład: Sproszkowany syrop z trzciny cukrowej (37%),
organiczna guma bazowa (35%), zawiera E170 (węglan wapnia),
organiczna glukoza (24%), organiczny syrop z agawy (3%),
organiczne aromaty.


Wartość odżywcza jednej kostki (2,5g):
-wartość energetyczna: 43kJ / 10 kcal
-białko 0g
-węglowodany 1,5g (  w tym naturalne cukry 1,5g)
-tłuszcz 0g
Guma powstaje poprzez mieszanie chicle z naturalnymi woskami - tak powstaje guma bazowa. Następnie do podgrzanej masy dodaje się organiczne słodziki (wśród których jest mający niski indeks glikemiczny syrop z agawy) i naturalne przyprawy.
Końcowym etapem produkcji jest prasowanie i formowanie kostek gumy do żucia.
Na pewno jest to ciekawa alternatywa dla różnych sztucznych gum, które są wszechobecne w sklepach. Większość z nich zawiera nie więcej niż 5-7% gumy bazowej, lub są jej w ogóle pozbawione i zastąpione polimerami czyli plastikiem. W Chiczy naturalnej gumy jest 40%.
Swój  smak guma Chicza zawdzięcza esencji ze świeżych, dziko rosnących owoców, wonnych ziół oraz aromatycznych przypraw.


                        Takie właśnie kosteczki pałaszuję ;) smak cynamonu


   
Na stronie producenta znajdziemy informację, że każda osoba kupująca
Chiczę przyczynia się do lepszego życia meksykańskich farmerów,
jak również do ochrony lasu tropikalnego.
Bez względu na pobudki - czy to chęć ochrony środowiska, czy walory smakowe-
warto wypróbować gumę Chicza.  Ja osobiście lubię smak cynamonu
- może jest trochę za mocny, ale można się przyzwyczaić.
Miałyście może ten produkt, albo podobny?

                    
Drugi produkt, któremu postanowiłam maleńkich kilka zdań poświęcić
to również moje niedawne odkrycie :)
Guma Xylitol  z ksylitolem.
Na rynku dostępnych jest kilka wariantów smakowych  tej gumy :
mięta zielona (spearmint), mięta pieprzowa, owocowy ,cynamonowy,
zielona herbata i żurawina.

Jak wiadomo żucie gumy zwiększa wydzielanie śliny,
neutralizuje kwasy, zapobiega odkładaniu się płytki bakteryjnej, redukuje
próchnicotwórczą florę bakteryjną i remineralizuje szkliwo.
Działa również przeciwzapalnie  na dziąsła.
Guma xylitol działa dopuki jest wyczuwalny słodki posmak.
Nie należy przekraczać 40 gramowej dawki dobowej ksylitolu
(ok. 45 gum do żucia).

Większe spożycie=efekt przeczyszczający murowany. :D

czwartek, 21 listopada 2013

...i paznokciom coś się od życia należy

Tak to prawda. A właściwie moim skórkom, które ostatnio niemiłosiernie cierpią.
Same kremy i kuracje nie wystarczają, więc postanowiłam wziąć sprawy
w swoje ręce, a raczej skórki ;) i poszłam do apteki po jakiś fajny specyfik.
Swego czasu używałam balsamy 5x2-dość dobre, ale efekt był krótkotrwały.
Właściwie sporo innych rzeczy też stosowałam, ale nie byłabym sobą gdybym
nie spróbowała czegoś nowego.
Wracając do sedna Pani w aptece poradziła mi z serii Barbra Pro odżywkę
do paznokci z olejkiem herbacianym. Tak znałam ten zapach z kapsułek
keratynowych z takim właśnie olejkiem, ale nie pamiętam już firmy.
Zapach specyficzny, więc jak ktoś nie lubi i drażni to jego nozdrza to niech
wypróbuje jakiś inny wariant. Mnie ten zapach nie odstręcza, więc kupiłam.
                          
Olejek jest kombinacją kilku cennych składników pielęgnujących:
- olejku herbacianego,
- olejku z nasion sezamu wschodniego,
- olejku z awokado,
- wit. E.

Taka mieszanka ma wzmocnić paznokcie i poprawić ich wygląd, elastyczność.
Zawartość olejku herbacianego w odżywce nadaje mu działanie antyseptyczne,
przeciwzapalne, przeciwgrzybiczne. Ułatwia również gojenie ran i eliminuje
stany zapalne.Na pewno jest to odżywka dla cierpliwych, nie powinno się
jej zmywać, a przynajmniej na dłuższą chwilkę pozostawić na płytce paznokcia
i wetrzeć w skórki. Ja swoją cierpliwość właśnie testuję, bo chce poprawić
kondycje moich paznokci. Stosowanie preparatów "z doskoku" nie ma sensu.
Żeby widzieć efekt troszkę trzeba czasu. Jak dotychczas chwalę sobie ten specyfik.
Tylko ubolewam, że nie mogę przez ten czas malować paznokci
(z 2powodów-1  lakier się nie trzyma, a 2 jak pielęgnacja, to pielęgnacja) :).
Miałyście może taką odżywkę? Warto czekać na efekt?
                              

W buteleczce jest 7 ml, a odżywka jest wydajna, więc na dłuższy czas spokojnie
wystarczy :) Aplikator jak w standardowym lakierze do paznokci.
W ofercie Barbra Pro znajdziecie również wersję z olejkiem jojoba, mirry, żel
do zgrubiałego naskórka z aloesem oraz szeroką gamę odżywek do paznokci.

sobota, 16 listopada 2013

Moje odkrycia z mydlarni

Dziś znów oddaję się pielęgnacji swojej czupryny :) Chciałam się
z Wami podzielićmoimi odkryciami, które ponad miesiąc temu poczyniłam
odwiedzając kilka mydlarni. O pierwszym produkcie krótko z mojej strony,
bo i produktu miałam mało do przetestowania :/ Może jeszcze kiedyś sobie
coś kupię tego typu.
Do rzeczy pierwszy produkt to twardy szampon z glinką ghassoul
z proteinami jedwabiu.
Szampon do włosów zniszczonych, bezzapachowy.
Glinka w szamponie ma właściwości oczyszczające-szczególnie przydatna
kuracja w przypadku gdy często obciążamy włosy jakimiś silikonowymi specyfikami.
Po zastosowaniu szamponu włosy mają być błyszczące i miękkie.
Muszę przyznać, że szampon pienił się bardzo dobrze i mycie włosów było
całkiem miłe. Niestety muszę ostrzec osoby z dłuższymi włosami takimi jak moje.
Po umyciu owszem włosy były miłe i takie puszyste, ale....nie mogłam
w nie zupełnie wbić grzebienia :(
Bez odżywki ani rusz...Pani z mydlarni poradziła mi użyć po takim
szamponie octu kosmetycznego, który zamknie łuski włosa.
To fakt są różne opinie na temat tego szamponu, wszystko zależy
od struktury włosa. Na razie mam mieszane uczucia, ale szampon kupowany
na wagę nie jest drogi, więc kiedyś pewnie na takie oczyszczenie włosów go kupię.
Na zdjęciu  poniżej, po lewej kawałeczek szamponu-tak to nie mydełko :)
obok maseczka, ale o niej innym razem dziś skupiam się na włosach :)
                             
Kolejna na tapetę idzie maseczka, którą od pierwszego zastosowania
ogromnie polubiłam. To maseczka do włosów Eco receptura
ze Starej Mydlarni.
Maseczka z olejem arganowym, witaminą E,
panthenolem, proteinami pszenicy,  keratyną i kompozycją 12
ziół.
Pojemność opakowania to 300 ml.
                           
Bardzo mnie cieszy, że w tym produkcie brak jest wszechobecnych parabenów,
SLS, silikonów,PEG.
Maska przeznaczona do włosów osłabionych, wypadających,
z problemem łojotokowym lub można ją stosować po prostu do odżywienia
naszych włosów, bez względu na to czy mamy z nimi jakiś problem.
                                 
                         
                             

Konsystencja maseczki jest niezwykle przyjemna w dotyku, niczym ubita śmietana.
Przyjemnie i delikatnie pachnie i co ważne nie trzeba dużej ilości, aby włosy nasmarować.
Mała porcja zupełnie wystarczy. Dzięki dobroczynnym składnikom zawartym
w maseczce włosy stają się błyszczące i nawilżone. Ja ją po umyciu nakładam
na kilka minut i rozczesuję szczotką aby całe włosy pokryły się równomiernie.
Po kilku minutach spłukuję. Muszę szczerze przyznać, że u mnie ta maska
sprawdza się znakomicie i na pewno jeszcze nie jedno opakowanie kupię.
Tym bardziej, że produkt bazuje na naturalnych składnikach.

          








poniedziałek, 11 listopada 2013

Guerlain Meteorites no.2

Moje marzenie, a właściwie must have z mojej prywatnej listy nareszcie spełnione :)
Od dawna nosiłam się z zamiarem kupna tych pięknych, połyskujących perełek,
zwłaszcza, że komentarze w sieci były tylko pozytywne. Nie tylko same perełki
przykuwały moją uwagę ilekroć "spacerowałam" po drogeriach ;)
Piękne opakowanie jakie przygotowała firma Guerlain dla tych pereł to cudo:) 
Prezentuję poniżej.
                             
Meteoryty zamknięte są w ślicznej metalowej puszeczce, zwieńczonej
emaliowanym kwiatkiem. Po otworzeniu pudełka unosi się  pudrowa woń,
która mi osobiście bardzo odpowiada. Jestem wręcz uzależniona od tego
zapachu ;) a to rzadko się zdarza. Większość pudrów i kulek rozświetlających
albo pachniała chemicznie albo wcale.

W moim pudełku pojawiają się perełki w kolorach:
- biel i białe złoto - rozjaśniają i dodają blasku,
- malwa i róż - eliminują zmęczenie i szarość cery, ożywiają,
- beż i brzoskwiniowy beż - ocieplają i wyrównują koloryt.

Mój wariant perełek nazywa się Harmonia Beżowa -Teint Beige.

                                 

Rzeczywiście delikatnie wykańczają makijaż i sprawiają, że cera jest świetlista
i wypoczęta. Dodatkowo otulają skórę twarzy delikatną "kołderką".
Mam wrażenie, że buzia jest milsza.
Opakowanie zawiera 30 g rozświetlających meteorytów. Nie używam
ich od dawna, ale z tego co kiedyś mi koleżanka mówiła wystarczą
na dłuższy czas, więc jest to dobra inwestycja :)
W sklepach dostępne są jeszcze 2 wersje:
- 01 Teint rose - porcelanowa harmonia (zawiera kuleczki zielone,
odcień szampana i podobne jak w 02),
- 02 Teint dore - harmonia złota (dodatkowo zawiera kuleczki błękitne
-niwelują zażółcenie cery, czekoladowy beż i perłową brzoskwinię, pozostałe jak w 02).

Cena tego produktu jest wysoka i trzeba to przyznać, choć trzeba również
dodać, że jest wart swojej ceny. Najlepiej jednak "polować" na zniżki,
wyprzedaże w drogeriach i perfumeriach. Moje kupiłam dzięki 20% zniżki.
Swoją drogą ciekawa jestem czy jest jakiś odpowiednik tego kultowego produktu?

                                              

środa, 6 listopada 2013

Na ratunek zniszczonym i "przemęczonym" włosom

Moje włosy po lecie, niezbyt łagodnym obchodzeniu się z nimi rozgrzaną
prostownicą i innymi mocno szkodliwymi zabiegami chciałam wzmocnić
i dać im przysłowiowego "kopa". Postanowiłam  więc opisać swoją kurację,
którą rozpoczęłam ponad tydzień temu.
Kuracja najprostsza jaką mogę sobie wyobrazić i dla leniwych.
Nic nie ucieram, nie kroję, jedyne co muszę to odczekać trochę przed
myciem włosów z pewnym specyfikiem wtartym w skórę głowy.
Ten ów specyfik to ampułki wzmacniające z rzepą firmy Joanna.
Jeśli borykamy się z problemem włosów wypadających, przetłuszczających,
a o innych schorzeniach skóry nie wspominajmy, to ten produkt
jest skierowany dla nas.
                                
Jak widać na zdjęciu dwóch ampułek brakuje, ale w rzeczywistości
została mi już tylko jedna.:)
Ampułki mają w swoim składzie ekstrakty z czarnej rzepy, wit. PP,
prowitaminę B5. Po aplikacji na skórę wyczuwalne jest mrowienie,
ale to pewnie zasługa mentholu.
Producent sugeruje używanie na 30 min. przed myciem włosów,
ale ja stosuję na ok. godz. Można też stosować na noc, jeśli tylko zapach
nie przeszkadza...a może...jest specyficzny. U mnie w domu chyba tylko ja
toleruję ten zapach..i to tylko dla dobra sprawy i pięknych, gęstych włosów.
Po takiej kuracji zrobię kilka dni przerwy i spróbuję kolejne opakowanie
przetestować, mam nadzieję, że włosiska się odwdzięczą.
             
Przy rozłamywaniu ampułki lepiej zrobić to przez jakąś ściereczkę,
lepiej dmuchać na zimne i się nie skaleczyć:)
Może macie jakieś doświadczenia z tymi ampułkami ?
Jak Wasze spostrzeżenia?

niedziela, 3 listopada 2013

Paloma - domowe spa dla dłoni i paznokci

Witajcie Moje Kochane Koleżanki Blogerki. Dziś aura nie rozpieszcza, więc sama
postanowiłam zadbać o swój dobry nastrój i o swoje dłonie przy okazji :)
Jakiś czas temu nabyłam w jednej z drogerii kilka produktów polskiej firmy
Miraculum
serię do pielęgnacji dłoni. Seria ta już została opatrzona etykietką
"Qultowego"kosmetyku.
                                            
Od lewej strony zacznę:
- odżywka do paznokci - multiwitaminowa. W jej skład wchodzą m in.wit. A, E, F.
Przeznaczona do paznokci łamliwych, jako kuracja po tipsach, zwiększa
elastyczność płytki i sprawia, że paznokcie są mocniejsze. Używam od kilku dni,
więc niewiele mogę szczerze o tym produkcie opowiedzieć.
Na pewno takie bielsze pazurki mam :)
                
            

- intensywnie nawilżający spray do rąk. W swoim składzie zawiera masło shea,
olejek macadamia
i migdałowy. Oba silnie regenerują skórę i wygładzają.
Jak dla mnie bardzo przydatna obietnica - informacja ma pielęgnować skórki.
Dodatkowo spray zawiera ekstrakty z perły i jedwabiu, które rozjaśniają
skórę dłoni. Zapach cudowny-jak dla mnie. Polecam ten spray do rąk.
Używam go już od 2 tyg i jestem zadowolona. Dłonie są gładkie i nawilżone.

- cukrowy peeling do dłoni, ostatni w kolejce, ale równie warty uwagi.
Przyjemnie pachnie. Ma nieco zbitą konsystencję, ale łatwo go "wyłuskać" z opakowania.
Można go używać na mokro i sucho.
Po zmyciu pozostawia film ochronny na skórze. Łapki od razu odzyskują
swój właściwy wygląd. Peeling złuszcza martwy naskórek i poprawia krążenie
dłoni. Zawiera olejek macadamia i migdałowy. Dodatkowo wzbogacony wit. A i E.                   

                                             

                                        Powyżej peeling i spray-prezentacja konsystencji ;)

Pozdrawiam z mojego domowego spa;) i życzę miłej niedzieli i dobrego tygodnia.

niedziela, 13 października 2013

Diamond Glow Maybelline, czyli Złota jesień na powieki ;)


Jesień wokół nas, już nie tylko kalendarzowa. Liście pięknie złocą się w słońcu.
Ba, właściwie cała feeria barw na koronach drzew. Od soczystej czerwieni,
poprzez kolor leśnego miodu, aż do rudo-brązowego.
W tle babie lato....Taką jesień lubię.
Rozmarzyłam się trochę i dziś krótki post przygotowałam. Właściwie obfitujący
bardziej w sesję zdjęciową produktu, który ostatnio nabyłam. Mowa oczywiście
o cieniach do powiek firmy Maybelline, seria Diamond Glow. Kolor jaki posiadam
to coffee drama numer 06.
W ładnym opakowaniu z aplikatorem znajdziemy 4 cienie.
                                   
W przypadku mojego są to kremowy, złoty, jasny brąz i ciemny brąz.
Zestaw fantastycznie nadaje się na zrobienie makijażu na dzień, jak i tzw. smoky eyes.
Każdy pięknie mieni się drobinkami jak na blask diamentów przystało.
                     
                         
Cienie naprawdę pięknie wyglądają, a w słońcu...bajka:) niestety nie jestem
w stanie oddać tego blasku moim aparatem.
                                                       
W ofercie cieni są jeszcze kombinacje z przygaszonym różem, dojrzałą śliwką,
szarością, kobaltem, zgniłą zielenią. Ja skusiłam się jednak na barwy jesieni.
Cena cieni w drogerii to 30 zł. Ja kupiłam za 23 zł na promocji. Uważam, że warto było.
Jedyny minusik dla tych cieni to brak lusterka. Fajnie było by móc
"poprawić oko"nnie buszując w torebce w poszukiwaniu lusterka ;)

                                                  


niedziela, 29 września 2013

Bielenda - owocowe balsamy do ust


Wczorajsze poszukiwania nowości do mojej kosmetykowej szuflady zakończyły
się małymi sukcesami. Kupiłam kilka preparatów do włosów, cienie do powiek
oraz balsamy do ust firmy Bielenda, o których poniżej napiszę kilka słów.
                                 


Do mojego koszyka powędrowały 2 warianty owocowe: malina i wiśnia.
Z informacji na kartoniku wynika, że jest jeszcze brzoskwiniowa wersja.
W ofercie firmy Bielenda są również masełka do ust, ale te zakupię może innym razem.
Aplikacja balsamów wydaje mi się o wiele bardziej praktyczna.
                                          

W składzie Zmysłowej wiśni znajdziemy lanolinę, olej macadamia,
słodkie migdały, wosk pszczeli, natomiast w Soczystej malinie możemy
odnaleźć też olejek avocado.
Wiśniowy błyszczyk delikatnie barwi usta i już po pierwszej aplikacji
daje się wyczuć smak wiśni połączonej jakby z nutką winogron.
Taki słodkawy i nie za mocny. Za tą cenę - ok 7 zł myślę, że dosyć dobry zakup.
                                                       
Na zdj. powyżej wiśniowy balsam troszkę już rozsmarowany na dłoni.
Wydaje mi się, że wiśniowa wersja może być tą najmocniej kolorującą usta.
Jeśli się mylę, a sprawdzicie, to dajcie znać :)
Balsamy Bieledny delikatnie natłuszczają usta i likwidują uczucie
spierzchniętych ust- o co akurat nie trudno w czas jesieni i zimy.
Jest  to na pewno tańszy o połowę odpowiednik podobnych balsamów
do ust wiodących marek.
Pojemność, w jakiej producent "zamknął" obiecywaną wiśnię to 10 g.
Dużym plusem dla tych produktów jest ich, jak się to pięknie teraz mówi-design  :)
Utrzymane w cukierkowych barwach różu kartoniki i tubki skuszą
nie jedną z Was, tak jak skusiły wczoraj mnie.

                                                    

niedziela, 15 września 2013

Tołpa - mydełko borowinowo-glicerynowe

Trochę mnie długo nie było. Natłok różnych obowiązków i brak dostępu do neta :/
Ale powracam i już zabieram się do pisania :)
Dziś króciótko o moim ostatnim odkryciu. Na tapetę biorę mydełko firmy Tołpa.
Jakiś czas temu dostałam od koleżanki jako dodatek do upominku z Krynicy.
Z tego co wiem takie mydełko można jednak kupić w drogeriach..nie wiem czy wszystkich?
                   
Mydełko jest bardzo ładnie zapakowane w folię, pięknie pachnie-jak dla mnie;)
-lubię takie zapachy. Zawiera cenny torf borowinowy, który nawilża skórę i ją odżywia.
Koniec z łuszcząca się i swędząca skóra :)Bardzo przyjemnie mi się go używa,
ale patrzę na moją mydelniczkę i coraz szybciej go ubywa.
Jak dla mnie to chyba jedyny jego mankament....
      

                Skład mydełka:
                - kwasy huminowe - działanie przeciwzapalne, przeciwobrzękowe,
                - fitohormony - dobry wpływ na samopoczucie,
                - bituminy - dostarczają związków o budowie i działaniu podobnym
                                              do estrogenów.

Borowina ma w sobie wiele cennych składników naturalnych: wyżej wspomniane bituminy, aminokwasy pektyny, enzymy,
cukry, aminokwasy i związki fenolowe silnie  regenerujące, ochronne i antyoksydacyjne. Stymulują  również procesy immunologiczne. Związki bituminowe powstają w procesie humifikacji zawartych w roślinach wosków, tłuszczów i żywic.
Dobroczynne działanie borowiny docenione jest w walce np.
z rozstępami. Borowina zapobiega ich powstawaniu i eliminuje istniejące. Ważną informacją jest też to, że usuwa toksyny z organizmu. W salonach kosmetycznych i spa stosuje się zabiegi body wrapping. Polegają one na tym, że zawija się ciało w folię pod którą jest specjalna maska borowinowa na ciało. Po takim zabiegu na pewno skóra odzyskuje nowy blask.
Sprawdzałam ceny i wahają się one od 70 do ok. 200 zł. :/
Dlatego na razie stosuję wersję domową :) mydełko z serii Tołpa i balsam, który zakupiłam jakiś czas temu i z którego jestem mocno zadowolona.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Piasek i piórka

Dziś krótki post o paznokciach. Z góry przepraszam za stan moich paznokci
jakim torturować będę Wasze oczy na zdj. a dokładnie skórek, nie zdążyłam
jeszcze zrobić :/
Pierwszy lakier jaki zaprezentuję poniżej, to piasek z kolekcji Holiday -
Golden Rose
. Mój kolor to nr 63. Pięknie zastyga tworząc efekt piasku.
Faktura lakieru jest bardzo ciekawa. Dziś mam sam różowy na paznokciach
i koleżanka, która zauważyła moje mani, z zachwytem zaczęła skrobać
po paznokciach sprawdzając chropowatą powierzchnię. :)
                                
Dla stworzenia kontrastu pomiędzy 2 opisanymi lakierami pomalowałam
paznokcie naprzemiennie. Drugi lakier to Golden Rose efekt piór nr 13.
                  
"Efekt piór" bardzo ciekawy, choć przyznam, że liczyłam na coś bardziej
spektakularnego. Bardziej jestem chyba zadowolona z piaskowego różu.
Ten pierwszy lepiej się zmywa i trzyma. Piórka nawet z dużą dawką
zmywacza nie chciały się dać tknąć :)
                                          
                           
Paznokcie pomalowałam celowo każdy w jednym kolorze, żeby zaprezentować
Wam jak wygląda dany lakier...a mam już kilka pomysłów na wykorzystanie
tych lakierów jedynie jako zdobniki :) Ale o tym wkrótce.


środa, 21 sierpnia 2013

Alterna - CAVIAR Anti-aging Blonde conditioner do włosów

Już jakiś czas temu kupiłam w trosce o swoje włosy, mniej o finanse ;) odżywkę
Alterny do włosów blond. Odżywka jest tylko jednym z całej gamy produktów
color care. Linia ta ma za zadanie "odnowić" i uwydatnić głębię koloru włosów
farbowanych, a naturalnych podkreślić blask. Słowo anti-aging  u większości
z nas budzi skojarzenie z różnego rodzaju kosmetykami dla wieku dojrzałego,
w szczególności przeciwzmarszczkowe.
No tak nasze włosy wystawiane na działanie promieni słonecznych, wody,
różnych preparatów,prostownic, suszarek...poniosło mnie :) ...w każdym razie
do włosów należy podchodzić z taką samą uwagą i troską jak o skórę ciała,
paznokcie. Też się starzeją, blaknie ich naturalny barwnik...Postanowiłam
moje trochę "dokarmić". Kupiłam wersję do włosów blond.
                          
Podoba mi się informacja na buteleczce, że w składzie odżywki na pewno
nie znajdziemy parabenów, sodium chloride, glutenu, phthalates.
Możemy za to znaleźć ekstrakt z kawioru odżywiający i nawilżający włosy
(bogatyw kwasy omega 3), filtry UV (utrzymujące melaninę, naturalny
barwnik we włosie),  witaminę C, jedwab morski i wiele składników,
które korzystnie wpływają na stan naszej chluby-włosów.
Wymieniłam tylko kilka głównych. Niestety nie udało mi się zrobić
z bliska fotki składu :/ Odżywka ma ponadto zapobiegać "wbijaniu"
się żółtego barwnika we włosy. Pojemność opakowania to 200 ml,
na czubku opakowania jest zaworek silikonowy, jak w niektórych
ketchupach ;) wystarczy przekręcić i wycisnąć porcję tego dobroczynnego
eliksiru.
                  
Odżywkę stosuję na umyte włosy lekko wmasowuję i pozostawiam na ok 3 min.
Następnie spłukuję i gotowe. Włoski są miłe w dotyku i mam wrażenie,
że takie bardziej nawilżone. Zapach odżywki jest przyjemny i świeży.
Lubię jak włosy nim pachną. Nie zauważyłam jednak żeby się długo utrzymywał.
Daję 4/5 . Odejmuję minus za cenę ;/ Gdyby nie kupony rabatowe to bym pewnie
nie kupiła tej odżywki, ale myślę, że i tak warto ją wypróbować.
Jest to moje pierwsze zetknięcie z tą firmą.
A może któraś z Was już testowała jakiś produkt tej firmy?


niedziela, 18 sierpnia 2013

Tołpa - modelujący balsam ujędrniający do ciała

Dziś na tapetę pójdzie używany przeze mnie od 3 tygodni balsam Tołpa
z serii planet of nature. Udało mi sę go kupić po promocyjnej cenie 12 zł,
cena regularna ponad 20. Balsam miałam już na swojej liście zakupów
od jakiegoś czasu(poleciła mi go koleżanka), ale teraz gdy nadarzyła się okazja,
to czemu nie spróbować.


                                          

Pierwsze wrażenia po użyciu tego kremu..no cóż na pewno skóra jest gładka,
troszkę napięta.
Konsystencja balsamu jest raczej wodnista, nie taka gęsta i zwarta,
ale to tylko na plus zwłaszcza letnią porą. Nie cierpię jak balsam jest tłusty,
nie wchłania się i pozostaje lepka otulinka na skórze. Ten balsam
taki nie jest, przy odpowiednim racjonalnym dawkowaniu ;) ładnie się wchłania
i ubrania nam się nie pobrudzą.
Zapach ma przyjemny, nie wdziera się nachalnie do nozdrzy. Na początku
nie mogłam się do niego przyzwyczaić, ale teraz jestem nim zauroczona.
Taki subtelny i letni zapach zamknięty w tubie o pojemności 200 ml.
Balsam dość wydajny w porównaniu z wcześniej stosowanymi.
W składzie balsamu, którym się z każdą jego porcją raczymy,
są ekstrakty z guarany, kwiatów koniczyny, olej avocado, wit. E oraz alantoina.
Zawiera ekologiczny torf Tołpa.
                           
Muszę przyznać, że podczas stosowania tego balsamu skóra zrobiła się
delikatniejsza, nie wiem jak z ujędrnianiem, bo myślę, że ujędrniać nasze ciało
musimy też poprzez ruch fizyczny.
Żaden kosmetyk nam tego nie zapewni i nie zastąpi ćwiczenia.
Jednak ten efekt może wspomóc. Ja od pewnego czasu wzięłam się za rower,
a teraz ćwiczę jogę, więc myślę, że sam balsam w moim przypadku
to nie wszystko. Na pewno aktywność fizyczna ma tu jednak większy wpływ :)
Używając tego balsamu zapewnimy sobie odżywienie dla skóry
i nieco ją nawilżymy,a to ważne przy letnim wysuszającym skórę opalaniu.
Moje ogólne wrażenie pozytywne, daję temu kosmetykowi 4/5.






piątek, 16 sierpnia 2013

Mythic oil, czyli odżywiania i ujarzmianaia czupryny część kolejna ;)

Postanowiłam dziś opisać moje doznania z używania olejku Mythic oil.
Jak zobaczycie na zdjęciu poniżej zawartość opakowania może posłużyć
raczej już do posta "denko", ale tym wiarygodniejsze są moje doświadczenia
z tym preparatem. Używam go od ponad roku z przerwami, aplikując
na całe włosy lub tylko końce.
                
Mythic oil zakupiłam na promocji w internecie. Cena w sklepach trochę
mnie przerażała. A raczej mój portfel :). Kupiłam z chęcią wypróbowania nowości.
I przyznam się, że się nie zawiodłam. Olejek ładnie pachnie, włosy od razu
są gładkie i miłe w dotyku.
A co najważniejsze łatwo się rozczesują, a z tym bywa różnie przy włosach,
które są już poniżej łopatek. Mythic oil jest bardzo wydajny i już kilka psiknięć,
nawet małych wystarcza aby włosy się zdyscyplinowały. Poza tym
pięknie się błyszczą.
Czasem po wysuszeniu daję jeszcze odrobinkę na same końce.
Moich włosów nie obciążał, ani nie sprawiał wrażenia tłustych. Podczas używania go
zauważyłam też, że nie elektryzują się tak bardzo.W sumie jestem zadowolona
z tego olejku, kupiłabym kolejną butelkę, ale..dopiero za jakiś czas.
Zbyt długo go używałam i chcę jakiejś odmiany. Na pewno jednak do niego wrócę.

Olejek zawiera mieszaninę olejku z awokado i pestek winogron,
a więc witaminy A, B1, B2, D a także kwasy tłuszczowe Omega 3
i Omega 6. Przeznaczony jest do każdego rodzaju włosów.
Poniżej fotka z dokładnym składem olejku/jakość zdj. troszkę kiepska
- za co z góry sorki/.
A co Wy sądzicie o olejku? Miałyście może wcześniej?

środa, 14 sierpnia 2013

Muchomorek na wesoło

Zanim zabiorę się do kolejnego posta na porządnie, to przedstawię Wam moją
wariację na temat centek na pazurrrrach. Ta kombinacja przypomina mi troszkę
grzybki z zaczarowanej krainy, gdzie Alicja rosła lub malała po zjedzeniu kawałka
muchomorka lub ciasteczka ;) Postanowiłam wprowadzić trochę barw, nie tylko
z racji wakacji i sezonu ogórkowego, ale tak w ogóle.
Poniżej moje "dzieło" ;)
   
       Zdjęcie powyżej w świetle dziennym, ale w cieniu. A nad nim fota
w blasku słońca :)

Paznokcie pomalowałam lakierem art de Lautrec, a kropeczki
Golden Rose Paris Magic Color. Niestety nie mam na nich numerków :/
więc nie podpowiem, ale może poniższe zdjęcie Wam pomoże.
                                
Lakier art de Lautrec ma delikatne drobinki i w słońcu pięknie opalizuje,
Golden Rose z kolei zależnie od kąta padania światła zmienia swoją barwę
(od fioletu, poprzez błękit, aż do czerwieni). Bardzo fajny efekt,
więc jak się ktoś lubuje w tego typu kolorkach to polecam.
Lakiery ładnie się rozprowadzają i dość szybko schną, choć szybciej ten
z Golden Rose. Odkopałam je ostatnio w czeluściach mojej szuflady
z lakierami. Jest tam jeszcze sporo "skarbów", które zamierzam
wkrótce zaprezentować.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Regenerum do włosów

Myślałam, że już wszystko z serii Regenerum wypróbowałam.
Było serum do paznokci, pięt, dłoni...teraz czas na włosy.
Natknęłam się przypadkowo podczas zakupów w Superpharm
na regenerujące serum do włosów. Szybkie studiowanie opakowania
i odżywka wylądowała w koszyku. Producent obiecuje regenerację
i nawilżenie suchych włosów, nawet tych, które mają tendencję do rozdwajania.
Regenerum ma uelastyczniać włosy, przez co zmniejszać się ma ich łamliwość.
Podobno niweluje efekt "puszenia", mnie to osobiście zainteresowało, bo często
zaraz po umyciu mam "burzę" na głowie i nieco muszę uładzić ten artystyczny ;)
bałagan prostownicą i odpowiednimi specyfikami.

W skład produktu wchodzi:
-ekstrakt z nasion drzewa karob ( nie słyszałam o nim wcześniej ),
-wyciąg z kiełków soi i pszenicy,
-kompleks prowitaminy B5 i olejku rycynowego.

Dla wnikliwych fotki poniżej:
                              
Sposób użycia proponowany przez producenta:
w wilgotne włosy dokładnie wetrzeć od nasady aż po końce.
Pozostawić na 5-10 min. i spłukać.
Można stosować 2 razy w tygodniu lub według potrzeb.
Przetestowałam wczoraj na sobie i muszę przyznać, że już podczas
wcierania we włosy miałam wrażenie, że są bardziej gładkie. Nie czekałam
do 10 min. bo się troszkę spieszyłam, ale zamierzam przetestować ten produkt
trzymając pod ciepłym ręcznikiem do pół godz. Zobaczymy jak włosy zareagują
i czy się "polubią" z Regenerum na dłużej ;).
Jak na wrażenia po pierwszym użyciu pozytywne, cena na promocji też przystępna.

sobota, 10 sierpnia 2013

Paese - świetlista pryzma do twarzy i dekoltu

Dziś przedstawiam mój zakup, który kilka tygodni przeleżał w szufladce czekając
na swoją kolej. Używam go od kilku dni i jestem nim zachwycona i troszkę zła
na siebie, że tak długo zwlekałam z użyciem tego kosmetyku.
                                                  



Posiadam odcień "upalny dzień" - naturalny beż. Piękne, satynowe rozświetlenie,
bez żadnych brokatowych drobinek.
Na opakowaniu z tyłu napisane jest pryzma, z przodu mgła pudrowa,
ale ja po prostu nazywam ten specyfik rozświetlaczem.
Pudełeczko, które bardzo łatwo się otwiera (żadnego mocowania się
i łamania pazurków, jak to czasem bywa;) ).  Używam go głównie
do rozświetlenia kości policzkowych, ale próbowałam też aplikować na dekolt
i muszę przyznać, że również ładnie się prezentuje.
Wydaje mi się, że pięknie będzie wyglądał na muśniętej słońcem skórze.
Nad lekką opalenizną tego akurat rejonu muszę jeszcze popracować,
gdyż nie lubię się zbytnio opalać - chyba tylko nogi i ręce ;).
Rozświetlacz stapia się z cerą, jedynie delikatnie podkreśla, więc bez obaw,
że będzie się nieładnie odznaczał. Nic z tych rzeczy, zresztą zobaczcie
na zdj. poniżej:
                            
Oczywiście jeśli jeszcze delikatnie pędzelkiem lub nawet palcem wymodelujemy
na kościach policzkowych będzie prawie nieodróżnialny od cery.
Produkt jest trwały i co ważne niedrogi, jakość idzie w parze z przystępną ceną.
Można go używać na mokro i sucho.
Do tej pory jedynie ta druga wersja została przeze mnie przetestowana. 
W sprzedaży dostępne są następujące wersje:
- 11 Mglisty poranek (ciepły beż),
- 12 Upalny dzień (naturalny),
- 13 Romantyczny wieczór (złoty beż),
- 14 Gwiaździsta noc (opalony).

                                                     
Mój "upalny dzień" ostatnio w sam raz pasuje do panującej w Polsce aury.
Upały królują ;)
                                                          
Ten zakup akurat uważam za bardzo udany i myślę, że gdy opakowanie
będzie świeciło już pustkami, to zaopatrzę się w kolejne. Fajnie by jednak było,
gdyby pudełeczko miało lusterko ;)
Ale co tam....I tak jestem zadowolona. A czy któraś z Was używała tego kosmetyku?
Ciekawa jestem Waszych opinii?