poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Piasek i piórka

Dziś krótki post o paznokciach. Z góry przepraszam za stan moich paznokci
jakim torturować będę Wasze oczy na zdj. a dokładnie skórek, nie zdążyłam
jeszcze zrobić :/
Pierwszy lakier jaki zaprezentuję poniżej, to piasek z kolekcji Holiday -
Golden Rose
. Mój kolor to nr 63. Pięknie zastyga tworząc efekt piasku.
Faktura lakieru jest bardzo ciekawa. Dziś mam sam różowy na paznokciach
i koleżanka, która zauważyła moje mani, z zachwytem zaczęła skrobać
po paznokciach sprawdzając chropowatą powierzchnię. :)
                                
Dla stworzenia kontrastu pomiędzy 2 opisanymi lakierami pomalowałam
paznokcie naprzemiennie. Drugi lakier to Golden Rose efekt piór nr 13.
                  
"Efekt piór" bardzo ciekawy, choć przyznam, że liczyłam na coś bardziej
spektakularnego. Bardziej jestem chyba zadowolona z piaskowego różu.
Ten pierwszy lepiej się zmywa i trzyma. Piórka nawet z dużą dawką
zmywacza nie chciały się dać tknąć :)
                                          
                           
Paznokcie pomalowałam celowo każdy w jednym kolorze, żeby zaprezentować
Wam jak wygląda dany lakier...a mam już kilka pomysłów na wykorzystanie
tych lakierów jedynie jako zdobniki :) Ale o tym wkrótce.


środa, 21 sierpnia 2013

Alterna - CAVIAR Anti-aging Blonde conditioner do włosów

Już jakiś czas temu kupiłam w trosce o swoje włosy, mniej o finanse ;) odżywkę
Alterny do włosów blond. Odżywka jest tylko jednym z całej gamy produktów
color care. Linia ta ma za zadanie "odnowić" i uwydatnić głębię koloru włosów
farbowanych, a naturalnych podkreślić blask. Słowo anti-aging  u większości
z nas budzi skojarzenie z różnego rodzaju kosmetykami dla wieku dojrzałego,
w szczególności przeciwzmarszczkowe.
No tak nasze włosy wystawiane na działanie promieni słonecznych, wody,
różnych preparatów,prostownic, suszarek...poniosło mnie :) ...w każdym razie
do włosów należy podchodzić z taką samą uwagą i troską jak o skórę ciała,
paznokcie. Też się starzeją, blaknie ich naturalny barwnik...Postanowiłam
moje trochę "dokarmić". Kupiłam wersję do włosów blond.
                          
Podoba mi się informacja na buteleczce, że w składzie odżywki na pewno
nie znajdziemy parabenów, sodium chloride, glutenu, phthalates.
Możemy za to znaleźć ekstrakt z kawioru odżywiający i nawilżający włosy
(bogatyw kwasy omega 3), filtry UV (utrzymujące melaninę, naturalny
barwnik we włosie),  witaminę C, jedwab morski i wiele składników,
które korzystnie wpływają na stan naszej chluby-włosów.
Wymieniłam tylko kilka głównych. Niestety nie udało mi się zrobić
z bliska fotki składu :/ Odżywka ma ponadto zapobiegać "wbijaniu"
się żółtego barwnika we włosy. Pojemność opakowania to 200 ml,
na czubku opakowania jest zaworek silikonowy, jak w niektórych
ketchupach ;) wystarczy przekręcić i wycisnąć porcję tego dobroczynnego
eliksiru.
                  
Odżywkę stosuję na umyte włosy lekko wmasowuję i pozostawiam na ok 3 min.
Następnie spłukuję i gotowe. Włoski są miłe w dotyku i mam wrażenie,
że takie bardziej nawilżone. Zapach odżywki jest przyjemny i świeży.
Lubię jak włosy nim pachną. Nie zauważyłam jednak żeby się długo utrzymywał.
Daję 4/5 . Odejmuję minus za cenę ;/ Gdyby nie kupony rabatowe to bym pewnie
nie kupiła tej odżywki, ale myślę, że i tak warto ją wypróbować.
Jest to moje pierwsze zetknięcie z tą firmą.
A może któraś z Was już testowała jakiś produkt tej firmy?


niedziela, 18 sierpnia 2013

Tołpa - modelujący balsam ujędrniający do ciała

Dziś na tapetę pójdzie używany przeze mnie od 3 tygodni balsam Tołpa
z serii planet of nature. Udało mi sę go kupić po promocyjnej cenie 12 zł,
cena regularna ponad 20. Balsam miałam już na swojej liście zakupów
od jakiegoś czasu(poleciła mi go koleżanka), ale teraz gdy nadarzyła się okazja,
to czemu nie spróbować.


                                          

Pierwsze wrażenia po użyciu tego kremu..no cóż na pewno skóra jest gładka,
troszkę napięta.
Konsystencja balsamu jest raczej wodnista, nie taka gęsta i zwarta,
ale to tylko na plus zwłaszcza letnią porą. Nie cierpię jak balsam jest tłusty,
nie wchłania się i pozostaje lepka otulinka na skórze. Ten balsam
taki nie jest, przy odpowiednim racjonalnym dawkowaniu ;) ładnie się wchłania
i ubrania nam się nie pobrudzą.
Zapach ma przyjemny, nie wdziera się nachalnie do nozdrzy. Na początku
nie mogłam się do niego przyzwyczaić, ale teraz jestem nim zauroczona.
Taki subtelny i letni zapach zamknięty w tubie o pojemności 200 ml.
Balsam dość wydajny w porównaniu z wcześniej stosowanymi.
W składzie balsamu, którym się z każdą jego porcją raczymy,
są ekstrakty z guarany, kwiatów koniczyny, olej avocado, wit. E oraz alantoina.
Zawiera ekologiczny torf Tołpa.
                           
Muszę przyznać, że podczas stosowania tego balsamu skóra zrobiła się
delikatniejsza, nie wiem jak z ujędrnianiem, bo myślę, że ujędrniać nasze ciało
musimy też poprzez ruch fizyczny.
Żaden kosmetyk nam tego nie zapewni i nie zastąpi ćwiczenia.
Jednak ten efekt może wspomóc. Ja od pewnego czasu wzięłam się za rower,
a teraz ćwiczę jogę, więc myślę, że sam balsam w moim przypadku
to nie wszystko. Na pewno aktywność fizyczna ma tu jednak większy wpływ :)
Używając tego balsamu zapewnimy sobie odżywienie dla skóry
i nieco ją nawilżymy,a to ważne przy letnim wysuszającym skórę opalaniu.
Moje ogólne wrażenie pozytywne, daję temu kosmetykowi 4/5.






piątek, 16 sierpnia 2013

Mythic oil, czyli odżywiania i ujarzmianaia czupryny część kolejna ;)

Postanowiłam dziś opisać moje doznania z używania olejku Mythic oil.
Jak zobaczycie na zdjęciu poniżej zawartość opakowania może posłużyć
raczej już do posta "denko", ale tym wiarygodniejsze są moje doświadczenia
z tym preparatem. Używam go od ponad roku z przerwami, aplikując
na całe włosy lub tylko końce.
                
Mythic oil zakupiłam na promocji w internecie. Cena w sklepach trochę
mnie przerażała. A raczej mój portfel :). Kupiłam z chęcią wypróbowania nowości.
I przyznam się, że się nie zawiodłam. Olejek ładnie pachnie, włosy od razu
są gładkie i miłe w dotyku.
A co najważniejsze łatwo się rozczesują, a z tym bywa różnie przy włosach,
które są już poniżej łopatek. Mythic oil jest bardzo wydajny i już kilka psiknięć,
nawet małych wystarcza aby włosy się zdyscyplinowały. Poza tym
pięknie się błyszczą.
Czasem po wysuszeniu daję jeszcze odrobinkę na same końce.
Moich włosów nie obciążał, ani nie sprawiał wrażenia tłustych. Podczas używania go
zauważyłam też, że nie elektryzują się tak bardzo.W sumie jestem zadowolona
z tego olejku, kupiłabym kolejną butelkę, ale..dopiero za jakiś czas.
Zbyt długo go używałam i chcę jakiejś odmiany. Na pewno jednak do niego wrócę.

Olejek zawiera mieszaninę olejku z awokado i pestek winogron,
a więc witaminy A, B1, B2, D a także kwasy tłuszczowe Omega 3
i Omega 6. Przeznaczony jest do każdego rodzaju włosów.
Poniżej fotka z dokładnym składem olejku/jakość zdj. troszkę kiepska
- za co z góry sorki/.
A co Wy sądzicie o olejku? Miałyście może wcześniej?

środa, 14 sierpnia 2013

Muchomorek na wesoło

Zanim zabiorę się do kolejnego posta na porządnie, to przedstawię Wam moją
wariację na temat centek na pazurrrrach. Ta kombinacja przypomina mi troszkę
grzybki z zaczarowanej krainy, gdzie Alicja rosła lub malała po zjedzeniu kawałka
muchomorka lub ciasteczka ;) Postanowiłam wprowadzić trochę barw, nie tylko
z racji wakacji i sezonu ogórkowego, ale tak w ogóle.
Poniżej moje "dzieło" ;)
   
       Zdjęcie powyżej w świetle dziennym, ale w cieniu. A nad nim fota
w blasku słońca :)

Paznokcie pomalowałam lakierem art de Lautrec, a kropeczki
Golden Rose Paris Magic Color. Niestety nie mam na nich numerków :/
więc nie podpowiem, ale może poniższe zdjęcie Wam pomoże.
                                
Lakier art de Lautrec ma delikatne drobinki i w słońcu pięknie opalizuje,
Golden Rose z kolei zależnie od kąta padania światła zmienia swoją barwę
(od fioletu, poprzez błękit, aż do czerwieni). Bardzo fajny efekt,
więc jak się ktoś lubuje w tego typu kolorkach to polecam.
Lakiery ładnie się rozprowadzają i dość szybko schną, choć szybciej ten
z Golden Rose. Odkopałam je ostatnio w czeluściach mojej szuflady
z lakierami. Jest tam jeszcze sporo "skarbów", które zamierzam
wkrótce zaprezentować.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Regenerum do włosów

Myślałam, że już wszystko z serii Regenerum wypróbowałam.
Było serum do paznokci, pięt, dłoni...teraz czas na włosy.
Natknęłam się przypadkowo podczas zakupów w Superpharm
na regenerujące serum do włosów. Szybkie studiowanie opakowania
i odżywka wylądowała w koszyku. Producent obiecuje regenerację
i nawilżenie suchych włosów, nawet tych, które mają tendencję do rozdwajania.
Regenerum ma uelastyczniać włosy, przez co zmniejszać się ma ich łamliwość.
Podobno niweluje efekt "puszenia", mnie to osobiście zainteresowało, bo często
zaraz po umyciu mam "burzę" na głowie i nieco muszę uładzić ten artystyczny ;)
bałagan prostownicą i odpowiednimi specyfikami.

W skład produktu wchodzi:
-ekstrakt z nasion drzewa karob ( nie słyszałam o nim wcześniej ),
-wyciąg z kiełków soi i pszenicy,
-kompleks prowitaminy B5 i olejku rycynowego.

Dla wnikliwych fotki poniżej:
                              
Sposób użycia proponowany przez producenta:
w wilgotne włosy dokładnie wetrzeć od nasady aż po końce.
Pozostawić na 5-10 min. i spłukać.
Można stosować 2 razy w tygodniu lub według potrzeb.
Przetestowałam wczoraj na sobie i muszę przyznać, że już podczas
wcierania we włosy miałam wrażenie, że są bardziej gładkie. Nie czekałam
do 10 min. bo się troszkę spieszyłam, ale zamierzam przetestować ten produkt
trzymając pod ciepłym ręcznikiem do pół godz. Zobaczymy jak włosy zareagują
i czy się "polubią" z Regenerum na dłużej ;).
Jak na wrażenia po pierwszym użyciu pozytywne, cena na promocji też przystępna.

sobota, 10 sierpnia 2013

Paese - świetlista pryzma do twarzy i dekoltu

Dziś przedstawiam mój zakup, który kilka tygodni przeleżał w szufladce czekając
na swoją kolej. Używam go od kilku dni i jestem nim zachwycona i troszkę zła
na siebie, że tak długo zwlekałam z użyciem tego kosmetyku.
                                                  



Posiadam odcień "upalny dzień" - naturalny beż. Piękne, satynowe rozświetlenie,
bez żadnych brokatowych drobinek.
Na opakowaniu z tyłu napisane jest pryzma, z przodu mgła pudrowa,
ale ja po prostu nazywam ten specyfik rozświetlaczem.
Pudełeczko, które bardzo łatwo się otwiera (żadnego mocowania się
i łamania pazurków, jak to czasem bywa;) ).  Używam go głównie
do rozświetlenia kości policzkowych, ale próbowałam też aplikować na dekolt
i muszę przyznać, że również ładnie się prezentuje.
Wydaje mi się, że pięknie będzie wyglądał na muśniętej słońcem skórze.
Nad lekką opalenizną tego akurat rejonu muszę jeszcze popracować,
gdyż nie lubię się zbytnio opalać - chyba tylko nogi i ręce ;).
Rozświetlacz stapia się z cerą, jedynie delikatnie podkreśla, więc bez obaw,
że będzie się nieładnie odznaczał. Nic z tych rzeczy, zresztą zobaczcie
na zdj. poniżej:
                            
Oczywiście jeśli jeszcze delikatnie pędzelkiem lub nawet palcem wymodelujemy
na kościach policzkowych będzie prawie nieodróżnialny od cery.
Produkt jest trwały i co ważne niedrogi, jakość idzie w parze z przystępną ceną.
Można go używać na mokro i sucho.
Do tej pory jedynie ta druga wersja została przeze mnie przetestowana. 
W sprzedaży dostępne są następujące wersje:
- 11 Mglisty poranek (ciepły beż),
- 12 Upalny dzień (naturalny),
- 13 Romantyczny wieczór (złoty beż),
- 14 Gwiaździsta noc (opalony).

                                                     
Mój "upalny dzień" ostatnio w sam raz pasuje do panującej w Polsce aury.
Upały królują ;)
                                                          
Ten zakup akurat uważam za bardzo udany i myślę, że gdy opakowanie
będzie świeciło już pustkami, to zaopatrzę się w kolejne. Fajnie by jednak było,
gdyby pudełeczko miało lusterko ;)
Ale co tam....I tak jestem zadowolona. A czy któraś z Was używała tego kosmetyku?
Ciekawa jestem Waszych opinii?


środa, 7 sierpnia 2013

Tangle teezer....mam i ja

Jest nareszcie wyczekiwana przesyłka. Trochę długo czekałam
na mój własny Tangle Teezer. Zachęcona wieloma opiniami - bardzo
pozytywnymi - postanowiłam przetestować na sobie to cudo.
Zamówiłam jaskrawy róż. Przynajmniej go nigdzie nie zgubię;)
W ofercie jest szeroka gama kolorystyczna. Można się też zaopatrzyć w wersję
kompaktową, która świetnie nadaje się do torebki i można ją zabrać w podróż.
Podobnie jak i w wersji podstawowej kolorów jest sporo i mamy w czym
wybierać - jest nawet motyw owieczki :)
Szczotka ładnie zapakowana w przezroczyste, plastikowe pudełeczko,
które kusi obietnicą bezbolesnego rozczesywania. Ząbki szczotki są giętkie,
a sama szczotka idealnie leży w dłoni.
                               

Już przy pierwszym pociągnięciu szczotką byłam mile zaskoczona,
że nie ciągnie moich długich włosów, tylko je delikatnie rozczesuje.
Choć podobny efekt - muszę z czystym sercem przyznać osiągałam ze szczotką
z włosiem dzika. Sama szczotka jak dla mnie ma też duży plus za to,
że super masuje skórę głowy, co zbawienne jak wiemy wpływa na cebulki włosów,
a tym samym na ich lepszy wzrost.
        

                               
Wygodne w tej szczotce jest jeszcze to, że super można rozprowadzać
maseczki pielęgnacyjne i jednocześnie wmasowywać we włosy
i skórę głowy.
Zastanawiam się czy to sprawa wizji designu wynalazcy, czy jakaś inna
przyczyna się kryje za faktem braku rączki w tej szczotce. Większość z nas
jest przyzwyczajona do szczotek z rączką, można pewniej taką broń
do walki z kołtunami trzymać i używać ;).
Ale najważniejsze, że Tangle jest w stanie okiełznać loki i fale,
nie wyrywając przy tym włosów.
Skupiłam się na pozytywach tej szczoteczki, no i dobrze bo jest fajna,
choć nie chcę przynudzać, najlepiej jak każdy sobie wyrobi własne zdanie.
Minusikiem jednak zakończę dość istotnym - ceną.
Cena jest raczej na kieszenie Great Britain, albo innych zachodnich krajów.
Nie jest nieosiągalna na polskie kieszenie, ale jest to jednak pewien wydatek
i moim zdaniem powinna kosztować o połowę mniej. Sam produkt jest przydatny,
jestem zadowolona z jego posiadania i chętnie bym się zaopatrzyła
w jego wersję kompaktową.
No cóż może poczekam na promocje ;)

wtorek, 6 sierpnia 2013

Joga, czyli w zdrowym ciele....

Zaczynam ćwiczenia. Muszę się zmotywować do aktywnego ruchu,
rower i joga to mój program na najbliższy czas :)
Mata przygotowana, butelka wody i odpowiednia muzyka.
Najpierw przed ćwiczeniami muszę się przecież wyciszyć. Po takich ćwiczeniach
fajnie będzie się wybrać na spacerek lub rower.
Oczywiście wieczorem, bo temperatury za dnia są naprawdę okropne.
Dlaczego o jodze piszę? Otóż ostatnio natknęłam się w księgarni na książkę
Vimla Lavlani "Joga", wydawnictwo Buchman.
                                                       
Pomyślałam, że to coś dla mnie. Nie mam silnej motywacji, żeby skakać
na skakance, nie lubię specjalnie biegać, a taki rodzaj ćwiczeń wydał mi się
wprost stworzony dla mnie.
Mój kręgosłup, który ostatnio trochę cierpi i daje się we znaki zostanie
nieco ukojony :) Książka przedstawia się bardzo ciekawie.
                                    
Na każdej stronie jest dużo opisów jak wykonać ćwiczenia poparte
bogatą ilustracją fotograficzną.
Myślę, że pod koniec studiowania książki, wszystkie asany będę mieć
w jednym paluszku.
Co więcej liczę na efekty, choć muszę się przygotować na to, że potrzeba
dużo czasu i wytrwałości. Każda aktywność jest dobra dla naszego zdrowia,
więc ruszam od jutra z wielkim zapałem do ćwiczeń. Dziś już mam pierwszy
dzień za sobą. Do tej pory umiałam zrobić tylko pozycję drzewa i psa,
ale inne też wydają się ciekawe.
Tak czy owak biorę się za siebie. Trzymajcie za mnie kciuki.